Zawsze właściwie tęskniłam za Polską,
tylko chciałam wprowadzać dużo zmian.
Dużo podróżuję po świecie i czasami widzę tak
proste rozwiązania, czy na drogi komunikacyjne,
czy nawet na ustawienie znaków. Ale
Polacy są tak toporni na wprowadzanie
zmian, że aż chce się
szarpnąć i potrząsnąć nimi.
W Brazylii robiłam zdjęcia i myślałam: pójdę
do ministerstwa komunikacji, pokażę jak
można pięknie i łatwo zrobić przejścia bezkolizyjne,
żeby nie było tylu tragedii na ulicach.
Moim marzeniem zawsze było, żeby
wrócić do Polski i żeby Polska była wtedy
najpiękniejszym krajem w Europie, respektowanym,
uznawanym za równego partnera,
nie wyśmiewanym. Chciałabym mieszkać
w takim kraju.
Wiesława, 56 lat, w Londynie od 1974 roku
Z jednej strony chciałabym mieszkać
w Polsce, bo to mój kraj, wszystko jest
swojskie. Bo było mi wszczepione
od małego, że trzeba kochać
Polskę, że to ojczyzna, orzeł
biały, flaga biało czerwona.
I mam jakiś sentyment, a z drugiej strony
to co się teraz dzieje, stan polskiej polityki…
Ciągle jest korupcja, jakieś osobiste
niesnaski, złośliwości. Każdy polityk chce jak
najwięcej dla siebie. Dopóki coś się w Polsce
nie zmieni, nie chcę wracać na stałe. Robię
projekt artystyczny na studiach o polskich
tradycjach. Malowanie jajek, koronki, ornamenty
ludowe, taniec. Albo polskie zabawy
podwórkowe, granie w kapsle, w gumę. Albo
herbata z cytryną. Zbieram sobie rzeczy, które
są takie typowo polskie, swojskie i były mi
bliskie. Tęsknię za krajem i próbuję się teraz
dowiedzieć co to znaczy być Polakiem.
Patrycja, 27 lat, w Londynie od 2003 roku
Ja wciąż się adaptuję, po tylu latach
nie przyzwyczaiłam się do Anglii. To znaczy
toleruję, bo nie mam wyjścia, ale sentymentu
wielkiego nie mam. Mam serdeczne
angielskie przyjaciółki i angielskiego zięcia.
Anglicy w prywatnych kontaktach są bardzo
przyjemni, chociaż rzeczywiście tacy szablonowi
czasami. Tylko ja, jako Polka, patriotka
zawsze mam szalone pretensje i raczej niechęć
do tego kraju, kiedy sobie pomyślę, jak oni
się zachowali. Jak przyjechaliśmy, to atmosfera
była raczej nieprzyjemna dla Polaków,
bo minął ten okres euforii z początku wojny,
kiedy Polacy byli swoi. Słyszeliśmy:
dlaczego nie wracacie do
Polski, bloody foreigners,
wojna się skończyła, Niemcy
pokonane, czemu tu siedzicie?
Jak pracowałam w fabryce, jedna taka była
Angielka, która coś tam słyszała o iron curtain.
I kiedyś mnie pyta: “Valery, a o której
godzinie ją się spuszcza?” I tym Anglikom
tłumaczyłam: “dla Polski okupacja niemiecka
się skończyła, a zaczęła sowiecka.” To była
dla nich rewelacja. Rząd ich tu utrzymywał
w nieświadomości.
Waleria, 88 lat, w Londynie od 1948 roku
Sa Polacy, którzy przyjechali tu zarobić.
Mieszkają po kilkunastu w jednym
pokoju, żeby oszczędzić pieniądze, które
zabiorą do kraju, albo w międzyczasie
wysyłają rodzinie. Są tacy, którzy
założyli własny biznes, albo
gdzieś tam pracują, ale ich
rodziny są tutaj, dzieci tu
chodzą do szkoły, są bardziej
zasymilowani. Ale są też tacy, którzy
tu przyjechali, żeby żyć. Jak ja, szczególnie, że
bycie gejem jest tu łatwiejsze. Przyjechałem,
żeby się zasymilować i żyć pośród ludzi,
którzy są inni ode mnie i akceptować to
społeczeństwo takim jakim ono jest. A są tu
ludzie, którzy siedzą sobie w takim getcie,
oglądają polską telewizję, rozmawiają tylko
po polsku z polskimi znajomymi, robią zakupy
w polskim sklepie, pracują z Polakami.
I ich angielski jest nadal na takim poziomie
z jakim przyjechali pięć lat temu. Od Polaków
tutaj stronię, chociaż mam tu takich
znajomych, których w Polsce poznałem, a tu
przypadkowo spotkałem.
Łukasz, 28 lat, w Londynie od 2006 roku
Jak wjeżdżałam do Anglii, to miałam
załatwioną szkołę, ale to był taki pic na
wodę. Do tej szkoły od razu nie poszłam.
Kurs był na jakieś dwa, trzy
tygodnie i na to miałam papiery.
Chodziło tylko o to,
żeby wjechać. Bilet też miałam powrotny.
Oni wszystko sprawdzali, mogli nawet
zadzwonić do tej szkoły i sprawdzić, czy
chodzę.
Ewa, 40 lat, w Londynie od 1995 roku